niedziela, 22 lutego 2015

Szaraczek zwyklaczek (4/12 , 4/15)

Zwykła miała być taka zupełnie, bez żadnych wzorów, jednokolorowa.  Więc taka jest-ściągacz plus francuz z jednego motka szarej limy dropsa,na drutach 4,5, na okrągło.  Nie ma zdjęć na głowie bo na moją jest za duża, a mężu stwierdził, to babskie i nie założy. ..

To czwarta-lutowa czapa z wyzwania 12 czapek w rok, oraz kolejny punkt z wyzwania Maknety- 15 projektow w 2015 roku - udzierg z jednego motka.



I chciałam Wam jeszcze opowiedzieć o moim małym bziku- kubkach. Ten przywiozłam wczoraj ze Strasburga.
Mam ich już całkiem sporo, kupione w różnych krajach,każdy w innym kolorze i formie, każdy przypomina mi o jakimś miejscu, które dane mi było poznać.  Łączy je jedno-są ręcznie robione.  Idealnie jeśli są ogromne-takie koło pół litra-w sam raz na długie delektowanie się poranną kawą. A Wy? Jakie pamiątki przywozicie z podróży?


niedziela, 15 lutego 2015

3/15

Ledwo co z gór wróciłam, a już grypa powaliła mnie z nóg. Ale nie poleżałam długo w łóżku , bo moja rodzinka postanowiła mi w chorowaniu potowarzyszyć, wiec jak tylko tyle o ile wróciłam do żywych, to przejęłam role pielęgniarki- biegałam z  herbatkami, soczkami, syropkami, tabletkami itp itd. Kolejną nieprzyjemną strona chorowania był kompletny brak weny drutowej, a nawet jak by się wena pojawiła, to ani siły ,ani czasu na dzierganie nie było.

Ale przestawiam Wam komplecik, który wykończyłam w drodze do Austrii- kolejny punkt z wyzwania Maknety. Do kompletu należą czapka, przedstawiana już poprzednio, rękawiczki i skarpetka na komórkę. Dzięki tej skarpetce byłam jedna z niewielu osób na stoku, której komórka nie wyłączyła się od mrozu.
Całość wykonana z limy dropsa- po około 2 kłębki szarej i blado różowej, na drutach 5,5 i szydełku tunezyjskim tej samej grubości.


Teraz zabieram się za lutowa czapkę- miesiąc prawie minął, a ja jeszcze nawet koncepcji zbyt nie mam.

Jakby ktoś się dziwił znikającymi postami- moja dwuletnia córcia właśnie podstępnie skasowała mi na komórce, to co ja napisałam i opublikowałam na komputerze. Hacker mi rośnie....

wtorek, 10 lutego 2015

Śniegowe szaleństwo


Wróciłam już z krótkiego ale też niezwykle intensywnego urlopu. Po raz drugi w życiu na nartach jeździłam. Za pierwszym razem-15 lat temu nie udało mi się opuścić oślej łączki i w ogóle myślałam, że ten sport jest zdecydowanie nie dla mnie.  Teraz  było zupełnie inaczej, udało mi się te deski opanować i nawet zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Dodając do tego te niesamowicie piękne widoki. .. po prosty wymarzony weekend w górach.









środa, 4 lutego 2015

Małe , a cieszy (1/15)i środowa książka



Skarpetki juz dawno skończone. Nawet nie wiedziałam, że robienie fotek swoich własnych stóp wymaga takich akrobacji 😊. To jest mój pierwszy punkt z wyzwania Maknety-skończenie projektu z ubiegłego roku.

I jako,że dziś środa, przedstawiam książkę, którą  wczoraj skończyłam czytać : Jak dawniej leczono ,autorem jest Nathan Belofsky. Książka ta ukazuje najbardziej wymyślne metody leczenia na przestrzeni wieków, że szczególnym naciskiem na te najbardziej okrutne.  Jest to raczej szybki przegląd bez wgłębiania się w szczegóły z nastawieniem na sensację.

Zdecydowanie pobudza do refleksji nad dzisiejszymi terapiami i etyką  lekarską. Stodowanie evidenze based medicine i zaufanie  zdrowemu rozsądkowi powinno zastąpić  ślepe podążanie za naukami "mistrzów ".

A jutro na narty wyjeżdżam  :) . To od lat pierwszy mój wyjazd bez rodzinki.  Cieszę się jak dziecko :)