niedziela, 10 grudnia 2017

Ania

Nie zamierzałam kupować tej książki.  Co prawda nazwiska autorów sugerowały, że jest to na pewno kawał dobrej dziennikarskiej roboty,  ale co można napisać o kimś kto tak krótko żył.... zdecydowanie za krótko...
Poza tym Anna Przybylska walczyła z paparazi, a pisanie książki o niej wydawało mi się żerowaniem na jej dramacie.

Muszę przyznać,  że się pomyliłam.  Autorzy z respektem ale bez pompy i napuszenia stworzyli ciepły obraz tej przepięknej kobiety. Będąc utalentowaną aktorką i wcieleniem piękna nie przestawała być pełną humoru,  przeklinającą Anką z podwórkowego trzepaka. Była kochana i kochała,  była spełniona w rodzinie i na ekranie.
Strony książki zdobią liczne zdjęcia i cytaty z wywiadów, które jeszcze bardziej przybliżają kolorową postać aktorki.
Jedyne czego w tej książce się nie znajdzie to nietaktowne wścibstwo i tania sensacja, które niestety królują w tabloidach i portalach plotkarskich.

Przeczytałam książkę jednym tchem i zdecydowanie częściej uśmiechałam się niż płakałam (360/20 stron)
Dziękuję za ten cudny prezent!

czwartek, 7 grudnia 2017

Czapka kuracjuszka

Prawie przed rokiem za namową przyjaciółki, złożyłam podanie o sanatorium.  Trochę trwało zanim dostałam zgodę kasy chorych i tak od marca z niecierpliwością oczekiwałam na ten wyjazd.

Kasa chorych wybrała dla mnie wyjazd w góry - trochę bałam się pogody na początku grudnia ale moje obawy były bezzasadne- jest tak jak tylko można sobie wymarzyć- słonecznie i mroźnie i przede wszystkim biało. Za śniegiem tęskniłam już pod dawna - ostatnie dwa lata we Frankfurcie w ogóle go nie było.  
Pakując się oczywiście nie zapomniałam o włóczkach- wzięłam na  co najmniej trzy projekty i korzystam z każdej wolnej chwili, żeby chwycić za druty.  Dzierganie okazało się bardzo zaraźliwym wirusem i co wieczór rośnie krąg pań machających drutami. Niektóre dziergają od lat,  dla innych to pierwszy kontakt z rękodziełem.

W miasteczku jest na szczęście dość dobrze zapatrzony sklepik, którego wejście zdobi ślicznie ubrana kolumienka, a druty nawet można w ośrodku wypożyczyć.

Udało mi się skończyć swetro-ponczo, zaczęłam sweter dla męża,  a z potrzeby chwili powstała dwuwarstwowa czapka- w mojej uszy mi marzły.
Zostawiam Was z pięknymi widokami i moją nową doubleface- czapką. Ponczo poczeka trochę na zdjęcia na ludziu.


Dane techniczne:  
Włóczka: Julie Asselin leizu DK amaranthe i szara drops lima po trochę każdej 
Druty: 4.0
Wzór "z niczego " czyli z głowy 😁
A tu mój widok z okna i impresje z Wertach w Algäu

Wrażenia z wycieczki do Lindau nad Bodensee





I z wypadu na Weihnachtsmarkt (targ świąteczny) do Bad Hindelang








sobota, 11 listopada 2017

Zrobiony na szaro- ażury i warkocze z flory


Jakiś czas temu pojawiła się w dropsie nowa włóczka- flora.  Skład całkiem obiecujący (65% wełna, 35% alpaca),  promocyjna cena rewelacyjna,  więc trzeba było oczywiście wyprobować. Pierwszy kontakt był niezbyt obiecujący.  Włóczka wydawała się nieprzyjemnie szorstka i sznurkowata, jednak po wypraniu próbki stała się puszysta,   przyjemnie miękka, a oczka się wypełniły i pięknie wyrównały.

 Od razu wiedziałam, że te szare kłębuszki chcą zostać codziennym ale nie nudnym sweterkiem. Moja ostatnia fascynacja ażurami też wyszła przy szukaniu wzoru.  Ostatecznie padło na Darling dropsa (klik) - wzór pomyślany na letni bawełniany sweterek, ale moim zdaniem idealnie też pasujący do tego projektu.  Korpus robiony od dołu,  zszyty na ramionach graftingiem, rękawy  tez robione od dołu i wszyte.
Jedyną modyfikacją jest plisa dekoltu, wykonana tzw. metodą paryską według filmowej instrukcji Makunki(klik). Jestem zachwycona tym sposobem wykończenia i nie spodziewałam się,  że jest to tak proste.
Sweterek noszę dość intensywnie i niestety w miejscach strategicznych zaczął się już "kulkowac". Ale jest leciutki, miękki i gryzący tylko minimalnie-akurat tyle by poprawić krążenie ;). 
Zobaczę jeszcze jak się w praniu sprawdzi. 

Dane techniczne: wzór darling drops design
Włóczka drops flora 250 g (5 motków)
Druty 3,5 +3 ściągacz i plisa dekoltu

A aktualnie na drutach sporo się dzieje- męcze już raz spruty ponczo-sweterek, robię poduszki do sypialni, w myślach narzucam oczka na Herbimaniową Chmurkę(klik) i kilka innych sweterkow- przydały by sie z dwie pary dodatkowych rąk i 48-mio godzinne doby....

środa, 8 listopada 2017

Mikołajkowe skarpety Lady Owl

Lubicie czekać na święta?  Ja uwielbiam.  Można narzekać na komercjalizację, stres itp itd , ale to nie zmieni faktu, że ulice przystrojone świątecznymi światełkami wyglądają po prostu cudnie. Tak samo w domu - wieszając ozdoby świąteczne sprawiamy, że atmosfera staje się przytulniejsza... tylko usiąść pod kocykiem na kanapie,  z drutami w rękach...ahhh rozmarzyłam się...






Mikołajki już tuż - tuż,  jakbyście szukały czegoś dla swoich bliskich mogę Wam podrzucić pomysł- szyte przez Lady Owl , mikołajkowe skarpety- o Lady Owl i jej poduszkach już kiedyś pisałam- (klik) niezmiennie jestem zachwycona jakością wykonania i niebanalnym wzornictwem jej produktów.  A najlepsze jest w tym, że to produkty personalizowane- nikt inny takich mieć nie będzie - czyli to, co w rękodziele najbardziej cenimy. 


 Do specjalnych skarpet na Mikołajki, czy tez w czasie świąt Bożego Narodzenia, wkłada się małe upominki. W kulturze zachodniej mówi się, że dziecko, które nie było grzeczne otrzyma do świątecznej skarpety kawałek węgla.  Zwyczaj ten pochodzi z Włoch.

Tradycja zostawiania prezentów w skarpecie, chociaż do niedawna mało popularna w Polsce, ma swoje korzenie już w legendzie o świętym Mikołaju. Według podań święty Mikołaj zostawił swój pierwszy prezent w domu trzech małych dziewczynek - widząc ich pracowitość podczas sprzątania i prania ubrań schował upominek w świeżo upranych skarpetkach wiszących na kominku aby wynagrodzić ich starania.
Lady Owl (klik) tworzy skarpety bożonarodzeniowe na zamówienie. Każdy szczegół; kolor, aplikacja, napis może być dowolnie modyfikowany. Personalizowane skarpety bożonarodzeniowe z imieniem znajdziecie tutaj: klik


Ten tekst to nie reklama, nie jest sponsorowany, to moja osobista opinia, którą chciałam się z Wami podzielić.

poniedziałek, 16 października 2017

granatowa z ażurem na wyprawie po jabłka

Październik rozpieszcza nas piękną, słoneczną pogoda, idealną na spacery po otaczających nas starych sadach jabłkowych.
Frankfurt otoczony jest tzw " Grüngürtel" czyli zielonym pasem i właśnie cześć tego pasa jest kilka kroków  od nas. Dzięki temu, mimo tego, ze mieszkamy w wielkim mieście, czujemy się prawie jak na wsi. Stojąc plecami do wieżowców patrzymy na łaki, pola i las.

A na polach poplon- z niezbyt jesiennymi, ale niezmiennie pięknymi chabrami i makami. moje dziewczynki miały radochę plotąc jesienią wianki z letnich kwiatów. Do robienia zdjęć musiałam je dłużej namawiać, bo znów moje dzieciaczki za fotografów robiły.
A wracając do bluzeczki-te moteczki ( Lana grossa Elastico) kupiłam już jakiś czas temu, specjalnie do testu  bluzki z ażurem, który jednak się nie skończył, i tak leżała sobie i czekała na pasujący projekt. Aż zobaczyłam na raverly Breanah od Novel Reed. Nie dość, że piękny, kobiecy to jeszcze darmowy i niezbyt trudny.
Zużyłam coś kolo 200 gram włóczki na drutach 3,5.
Elastiko jest przyjemna w przerabianiu, a dzięki niewielkiej domieszki nylonu, rozciąga się   i idealnie leży. Prałam bluzeczkę już wielokrotnie w pralce i nic jej to nie szkodzi.
 




Mam nadzieje, ze widać cokolwiek na zdjęciach. Powoli nadrabiam zaległości fotkowe i w następnych postach pewnie już zaprezentuje aktualne dzierganki. 
 A na koniec bukiecik od mojej najmłodszej. Oby ta złota jesień jak najdłużej trwała!

niedziela, 1 października 2017

Różowy puchaty


Kolejny sweterek zdradza moje nowe zamiłowanie do ażuru. Zawsze uważałam, że nie umiem, że  to za skomplikowane, trzeba za bardzo sie koncentrować. A tu nagle bam- i wszystkie projekty, które chcą wskoczyć na moje druty mają  jakiś, przynajmniej mały element z dziurkami.
Różowy puchaty zajął mi dużo czasu. Choć  w sumie nie do końca , bo po prostu czasu nie miałam, to musiał  swoje odczekać . Zaczęłam, coś mi nie pasiło, zastanawiałam sie czy pruć, czy nie, wiec odłożyłam i zrobiłam w międzyczasie coś innego. No i dzieki temu nie sprułam, wróciłam z nowymi siłami do sweterka i ciesze sie teraz milusim puchaczem- ubralam go na tegoroczny drutozlot w Toruniu.
Pomysł na wzór znalazłam w necie- dokładniej ścieg, który mnie zauroczył i idealnie pasował do kolejnej włóczki z Zauberwiese kupionej na Berlin Knits dwa lata temu.
Filmik na youtube pokazuje jak wykonac ten ścieg.
Włóczka to 100% merino z Zauberwiese o podwójnym skręcie. Puchata, mieciutka ale dość mocno kulkujaca się i paskudna do prucia.
Szczegóły techniczne- hmmm.... znowu wychodzi moje lenistwo, nie zapisałam, nie zapamiętałam i nie wiem ile sznura, nie wiem jakie druty.... Tak myślę, że  pewnie druty koło 5 i  z 250-300 g.

Sweterek robiony od dołu, z wszytymi (!) rękawami.
Zdjęcia znów autorstwa mojej córci.

Jako, ze włóczka odczekała na swoje, aż się znalazł projekt jej godny, zgłaszam różowego puchatego do akcji WZW- wykorzystania zalegających włóczek

sobota, 23 września 2017

Nebla- mój pierwszy piórkowiec

Nebla czyli z hiszpańskiego mgła. Nie ma chyba lepszej nazwy dla dzianinki z tej nitki dropsa- kidsilk kolor perłowoszary. Nitka pięknie się mieni i w zależności od oświetlenia zmienia kolor od mglistej szarości do delikatnego wrzosu.
Jest to mój pierwszy tzw. piórkowiec- zużyłam na niego niewiele ponad 3 motki, czyli mniej więcej 80g włóczki.
Wzorowałam się na swetrze na brushed alpaca silk Pink Connection,  tylko oczywiście musiałam przeliczyć próbkę. Druty chyba 3,5 albo 4...no zabij nie pamiętam...
Sweterek miał swoja premierę na drutozlotowym biforku- właśnie on był obiektem organoleptycznych studiów szanownych koleżanek, które zwracały się do mnie z nieco dwuznacznym pytaniem " czy mogę cie pomacać?". Chyba tylko w kręgach dziewiarskich za takie pytanie nie obrywa się po łapach ;)
Wykorzystałam dzisiejszą, złotojesienną pogodę i przekupiłam dzieci, żeby zrobiły mi kilka fotek, podczas naszego spaceru na plac zabaw. 



A co robi mama-dziewiarka na placu zabaw?




Kid Silk jest przemiłą niteczka, cudnie się ja przerabia, prucie pomińmy milczeniem. Troche sypie włosem, jak dziergałam na kanapie, mogło się wydawać , ze mam w domu jakiegoś sierściuszka.
Nosi się bardzo przyjemnie, jednak myślę, ze wyjątkowych wrażliwców będzie podgryzał. Oczywiście, ze ten puszek się nieco kulkuje. Pewnie kiedyś dam znać, jak się ma piórkowiec w noszeniu i praniu.