czwartek, 14 stycznia 2021

Co z tą koroną?


 Nie chcę zanudzać tematem,  który czyha na każdym rogu, że przysłowiowo aż strach lodówkę otworzyć... Ale nie ucieknę przed rzeczywistością, która nas wszystkich dopadła,  pisząc scenariusze, przebijające wszelkie science  fiction...

Chciałam tylko wyrzucić z siebie,  to co  siedzi mi w głowie i drąży,  nie dając spokoju.  To co sprawia,  że mi- zdeklarowanej pacyfistce nóż w kieszeni się otwiera... a kroić to ja umiem...w końcu to mój fach...

Rok temu mniej więcej pojawiły się pierwsze doniesienia o nowej chorobie.  W pierwszym odruchu pomyślałam sobie,  ot znów jakaś wirusówka, poszaleje przez sezon i się skończy.  Relacje z Chin były tak paradoksalne, że aż trudno było w to uwierzyć. Potem zaczęły się przygotowania szpitala do wzrostu zachorowań. Cyfry statystyk były coraz bardziej niepokojące,  kazano nam zostać w domu,  pozamykano zakłady, dzieci nie poszły do szkoły... i co? I nic... słyszało się o jakimś chorym tu czy tam,  w naszym szpitalu,  przebranżowanym w miarę potrzeb z kliniki sercowo-naczyniowej, na szpital zakaźny oddziały świeciły prawie że pustkami. 

Spodziewana fala okazała się nie tsunami, a raczej falką, która może przewróciła kilka kajaków,  ale  sumie zbyt dużych szkód u nas nie narobiła... 

Latem przyszło odprężenie, nadzieja,  że może to już powoli po wszystkim,  że wrócimy do normalności.  Przy pięknej pogodzie nikt nie chciał słychać ponurych prognoz wirusologów...

Tornado przyszło jesienną.  Nagle w szpitalu zabrakło łóżek,  szczególnie tych dla najbardziej potrzebujących- na intensywnej terapii,  z respiratorami. Nagle wirus stał się niebezpiecznym sąsiadem- coraz więcej znajomych,  przyjaciół,  członków rodziny okazywało się być "pozytywnymi". O dziwo decyzja o lock down nie przyszła teraz tak szybko,  no i wydaje mi się,  że też środki teraz podewzięte są ładniejsze w porównaniu do wiosny.  

Od czasu do czasu pracuje na oddziale covid i widzę,  co to za paskudztwo. To nie ma nic wspólnego z przeziębieniem czy grypą. Mam porównanie z epidemią grypy,  bodajże w 2018 roku.  Byłam akurat na oiomie, też brakowało łóżek,  też było dużo chorych,  ale trwało to może miesiąc czy dwa,  no i jednak tego "dużo" w żadnym wypadku nie można porównać z obecnym ogromem.

Poza tym nie widziałam,  żeby wirus tak masywnie atakował całe ciało.  Wszystkie narządy- nie tylko płuca.  No, a jeśli chodzi o płuca,  to robi z nich do niczego nie użyteczną szmatę.

 I nie piszę tu o starych, schorowanych pacjentach- takich pacjentów już w ogóle nie przyjmuje się do szpitala,  pozwalając na delikatnie mówiąc ""naturalny przebieg choroby" uważając tylko na to,  aby nie cierpieli. Mówię o zdrowych 30-latkach umierających dwa dni po przyjęciu do szpitala,  o 50-latkach, którym w przebiegu choroby trzeba amputować nogę,  o do tej pory zdrowej, samotnej matce dwóch nastolatków, umierającej "pod maszynami" w oczekiwaniu na przeszczep płuc, bo jej własne są już do niczego nie zdolne...

I tu dochodzę powoli do sedna... jestem na maksa wku...na.... 

Tak jak wiosną jeszcze mogłam zrozumieć,  że ktoś "nie wierzy w koronę", tak teraz mnie roznosi jak coś takiego słyszę.  Wściekam się,  kiedy durne masy palące papierosy, których szkodliwość jest udowodniona, żrąc najtańsze mięso z marketu,  które jest co najmniej podejrzane, wygłasza ekspertyzę o  szkodliwości maseczek, które chronią przed zarażeniem,  czy szczepionki,  która mam nadzieję pozwoli światu wrócić do normalności. 

Trzęsie mnie gdy słyszę o imprezach, bo przecież nie można kilku miesięcy dla dobra społeczeństwa kontaktów ograniczyć. 

Przejmuję się bo te osoby nie tylko narażają siebie i swoje otoczenie,  ale również mnie i moich najbliższych...

Poddaje się w wątpliwość statystyki,  zarzucając lekarzom fałszowanie aktów zgonu przez wciskanie covidu jako powodu śmierci i wątpiąc w udokumentowaną nadumieralność. Tylko skąd biorą się nagle masowo wolne miejsca w domach opieki, na które do tej pory tygodniami czy nawet miesiącami trzeba było czekać? 

Dlatego się zaszczepiłam, dlatego przyjaciół i rodzinę widuje tylko wirtualnie... 


I będzie lepiej ,i jeszcze spotkamy się na koncercie,  na nartach czy na plaży pod palmami!!

Zdrówka Wam życzę!

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Natura w pudełku i płynny jedwab

 Tego jeszcze u mnie nie było,  bo i zazwyczaj nie zwracam uwagi na marki,  nie przywiązuje się do produktów. Jeśli chodzi o kosmetyki  używam tego co mi w ręce wpadnie. Zwracam uwagę tylko na to by za dużo składników nie było- im bliżej natury tym lepiej. Często są to produkty dla dzieci,  bo moja skóra ma metryki w głębokim poważaniu i reaguje na większość produktów dla tzw. pań w wieku średnim oburzeniem, objawiającym się rumieniem, świądem i łuszczeniem, czasem dochodzą do tego pryszcze...no tak ja nie mam problemu z moimi 43 latami, moja skóra chyba jednak tak 😂

No nic, w każdym razie co ze  mnie za przyjaciółka/ koleżanka by była , gdybym nie podzieliła się moimi ostatnimi odkryciami-

Nr.1 to szampon w mydle Nature Box avocado. 

Znałam już tradycyjne szampony tej marki,  ale swędziała mnie po nich skóra głowy i miałam łupież.  Szampon w mydle postanowiłam wypróbować w ramach ograniczenia kupowania plastikowych opakowań- mydełko jest opakowane w ładny kartonik.  Ma delikatny przyjemny zapach,  włosy są lśniące, odżywione,  nie przesuszone, skóra głowy aż odetchnęła. Nie potrzebuje po tym szamponie żadnych  odżywek.  Jednocześnie włosy nie przetłuszczają się zbytnio- muszę je myć dwa- max trzy razy w tygodniu.  Jak dla mnie produkt na piątkę.



Nr.2 to liquid silk Gliss kur firmy Schwarzkopf.  Kupiła go moja córcia z polecenia koleżanki i od tej pory skończyły się fochy przy rozczesywaniu. Ja używam go,  jak pójdę spać z mokrą głową.  Rano pryskam raz na nastroszony stos siana i po jednym przeciągnięciu szczotką włosy są jak odmienione- gładkie , lśniące i nie plączące się.  

Żeby się było niedomówień- to nie reklama,  nikt mi za to nie płaci,  produktów nie dostałam za darmo,  kupiłam je normalnie w sklepie za normalną cenę.

Macie też wasze ulubione kosmetyki? Jakiś odkrycia ubiegłego roku? Podzielcie się wrażeniami!