Ostatnie dwa lata narzekałam na brak zimy, to teraz nadrabiam i cieszę się nią na zapas.
Najpierw, jak już Wam wspomniałam ostatnio, byłam 3 tygodnie w sanatorium w Wertach- małej, górskiej miejscowości w Algäu.
Niemiecki system zdrowia wymyślił coś tak genialnego jak sanatorium dla mam, doceniając "kurzodomostwo" jako zawód szczególnie obciążający psychicznie i fizycznie, jak i również podwójne obciążenie mam pracujących zawodowo. Podobnie doceniane są kobiety opiekujące się chorymi i starszymi krewnymi. O ojcach w ramach równouprawnienia też nie zapomniano.
W każdym razie w miłym towarzystwie i pięknym otoczeniu nabrałam sił i motywacji na następne dwa lata- najwcześniej wtedy będę mogła powtórzyć tą przyjemność.
Po dwóch dniach powrotu do rzeczywistości(czyt. pracy) zaczął się okres świąteczny i nasz rodzinny, wyjątkowo długi urlop.
Do dnia wyjazdu nie było pewne czy wszystko się uda - mój ślubny był zawalony pracą, ja miałam tylko dwa wieczory na porządki w domu i pakowanie, no i największa przeszkoda - nie mieliśmy sprawnego samochodu. Ale chyba urodziliśmy się pod szczęśliwą gwiazdą, bo udało się wszystko - łącznie z wymeldowaniem staruszka i znalezieniem, kupnem oraz wszelkimi formalnościami związanymi z zakupem naszej nowej torpedy (autko kilkuletnie, typowo rodzinne) i to wszystko w trzy dni!
Dodam tylko, że wyjechaliśmy 23- ego, więc przygotowania choinkowo-wigilijno- prezentowe też były zawarte w naszym szalonym pakiecie przedwyjazdowym.
Ale cel podróży uświęcił środki. Dolomity przywitały nas śniegiem, śniegiem i jeszcze więcej śniegu. Na miejscu udało nam się znaleźć choinkę, którą rodzinie ustroiliśmy, wigilia była tradycyjnie z rybą i talerzem dla zabłąkanego, były kolędy w trzech językach no i nawet Mikołaja nie zabrakło.
Chyba zrozumiecie, że w takich okolicznościach ani dużo nie dziergalam, ani czasu na focie gotowych udziergów nie było. Robi się dwukolorowy, brioszkowy szyjogrzej, a na sesyjki czekają moje swonczo i żakardowy, wigilijno-prezentowy sweter męża. Jak tylko rodzinka wykaraska się z urlopowej grypy to obiecuje się nimi pochwalić.
Mam nadzieję, że was moimi wynurzeniami nie zanudziłam.
Dla wytrwałych trochę cudnych widoków z okolicy i życzenia noworoczne - nawet jeśli coś wydaje się niemożliwe i wszystko zdaje się być przeciwne , z odrobiną silnej woli i determinacji oraz kroplą szczęścia wszystko się może udać- i tego szczęścia, determinacji i wiary w siebie Wam życzę!
|
Serrai di Sottoguda |
|
Serrai di Sottoguda |
|
Śniegowe róże w Serrai di Sottoguda |
|
Serrai di Sottoguda |
|
Zachód słońca nad Agordo |
|
Zachód słońca w Cencenighe |
|
Agordo |
|
Agordo |
|
Sachet |
|
Sachet |
|
Panorama - Falcade Le Buso |
|
Sylwester w Falcade |
Uwielbiam zimę i dzięki Tobie przynajmniej ją pooglądałam na zdjęciach:) Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam ci przybliżyć zimę w tym roku i trzymam kciuki żeby jeże do was przyszła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i wzajemne najlepszego!
Piękne widoki! Niesamowita przygoda! :) Ja z niecierpliwością czekam na zdjęcia udziergów
OdpowiedzUsuńPrawde mowiac ja tez ;D jak na razie wyprane sie susza- bo juz noszone byly intensywnie ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za piękną zimę. Cudowne widoki :) Wszystkiego najlepszego Aniu!
OdpowiedzUsuńNie ma za co! Widoki byly boskie, na zdjeciach nie potrafilam tego ujac- coraz bardziej lubie gory, a szczegolnie zima ;D
UsuńPozdrawiam serdecznie!