Kolejny sweterek zdradza moje nowe zamiłowanie do ażuru. Zawsze uważałam, że nie umiem, że to za skomplikowane, trzeba za bardzo sie koncentrować. A tu nagle bam- i wszystkie projekty, które chcą wskoczyć na moje druty mają jakiś, przynajmniej mały element z dziurkami.
Różowy puchaty zajął mi dużo czasu. Choć w sumie nie do końca , bo po prostu czasu nie miałam, to musiał swoje odczekać . Zaczęłam, coś mi nie pasiło, zastanawiałam sie czy pruć, czy nie, wiec odłożyłam i zrobiłam w międzyczasie coś innego. No i dzieki temu nie sprułam, wróciłam z nowymi siłami do sweterka i ciesze sie teraz milusim puchaczem- ubralam go na tegoroczny drutozlot w Toruniu.
Pomysł na wzór znalazłam w necie- dokładniej ścieg, który mnie zauroczył i idealnie pasował do kolejnej włóczki z Zauberwiese kupionej na Berlin Knits dwa lata temu.
Włóczka to 100% merino z Zauberwiese o podwójnym skręcie. Puchata, mieciutka ale dość mocno kulkujaca się i paskudna do prucia.
Szczegóły techniczne- hmmm.... znowu wychodzi moje lenistwo, nie zapisałam, nie zapamiętałam i nie wiem ile sznura, nie wiem jakie druty.... Tak myślę, że pewnie druty koło 5 i z 250-300 g.
Sweterek robiony od dołu, z wszytymi (!) rękawami.
Zdjęcia znów autorstwa mojej córci.
Jako, ze włóczka odczekała na swoje, aż się znalazł projekt jej godny, zgłaszam różowego puchatego do akcji WZW- wykorzystania zalegających włóczek