Zazwyczaj jak komuś mówiłam, że do pracy dojeżdżam pociągiem, to spotykałam się ze współczuciem. Mało kto rozumiał, ze to był mój czas- w którym nie mogłam sprzątać, gotować, prac itp, w którym nikt z częstotliwością bicia serca kolibra nie wola " MAMOOO". Mój czas na książki i robótki.
Dotkliwie odczuwam brak tego porannego i popołudniowego wyłączenia się, od kiedy dojeżdżam samochodem, z koleżanką. Ciesze się bardzo, że zaproponowała mi wspólne jeżdżenie, ale zdecydowanie cierpi na tym ilość przerobionych oczek i przeczytanych stron.
A czyta się "Bieguni" Olgi Tokarczuk. Jej nagrodzona nagrodą Nike powieść, składająca się z małych , pozornie niezależnych i nie powiązanych ze sobą opowiadań, których przewodnim tematem jest podroż. Jak zwykle jestem oczarowana talentem tej pisarki.
Zdjęcia poczynione na balkonie, na którym powoli zaczyna się wszystko do życia budzić. A wokół szaleje wiosna.
A na koniec moje dylematy- który kolor paska najlepszy?
I jeszcze wszystkie trzy razem.
Zapraszam do Maknety na srodowe WDiC